"Postaraj się, aby miłość Boga i bliźniego na nowo odżyła w sercach ludzkich (...). Wszystkim, którzy zachowają dwa przykazania, w szczególny sposób błogosławić będę w życiu i w godzinę śmierci, nadto całemu światu dam miłosierdzie i pokój Mój". (...) Zrozumiałam, że (...) miłosierdzie i pokój ów, nie dotyczy tylko pokoju politycznego, ale duchowego, który jest owocem miłości Boga i bliźniego. (...) Zrozumiałam, że Hostia Święta jest tym niewygasłym nigdy ogniskiem miłości, które zapalać będzie serca ludzkie do końca wieków miłością Boga i bliźniego (Dziennik).

Łaski - Nagle ustały bóle

W kilka lat po śmierci s. Roberty, jedna z by­łych moich uczennic Szkoły Gospodarczej w Staniątkach, poważnie zachorowała - podczas opera­cji w szpitalu w Grudziądzu stwierdzono raka jelit czy też żołądka (nie pamiętam dokładnie). Oznaj­miono, że zostało jej kilka godzin życia. Zrozpa­czona matka chorej Marysi zostawiła córkę w szpi­talu pod opieką ojca, a sama przyjechała z Grudzią­dza do Staniątek, by poprosić o modlitwę.

Rozpoczęłam z uczennicami nowennę przez przyczynę s. Roberty. Po jej ukończeniu otrzymałam list od ojca z wiadomością, że Marysia żyje i nawet znajduje się już w domu. Później ona sama napisała, że bardzo cierpi, gdyż na ranie poopera­cyjnej wytworzyła się przetoka i cała treść pokarmowa niestrawiona przechodzi stale przez ten otwór na zewnątrz. Dobry ojciec czuwa przy niej i niemal bez przerwy zmienia opatrunki. Wpadłam wtedy na pewien pomysł - starłam na proszek za­suszone kwiatki z grobu s. Roberty, nie pisząc jej, co to za lek. Zaleciłam tylko, by przyłożyła do rany ten proszek. Wkrótce otrzymałam list od cho­rej, w którym prosi, bym jej napisała, co to były za czary, że po zastosowaniu tego proszku natych­miast ustały bóle, rana zagoiła się nagle; nawet kość biodrowa wystająca, weszła na swoje miej­sce. Napisałam jej całą prawdę i zaleciłam, by się modliła przez przyczynę s. Roberty - wspomniana chora żyje do dzisiaj.

s. Irena Wólczańska, Chotomów, 27.10.1964 r.