"Postaraj się, aby miłość Boga i bliźniego na nowo odżyła w sercach ludzkich (...). Wszystkim, którzy zachowają dwa przykazania, w szczególny sposób błogosławić będę w życiu i w godzinę śmierci, nadto całemu światu dam miłosierdzie i pokój Mój". (...) Zrozumiałam, że (...) miłosierdzie i pokój ów, nie dotyczy tylko pokoju politycznego, ale duchowego, który jest owocem miłości Boga i bliźniego. (...) Zrozumiałam, że Hostia Święta jest tym niewygasłym nigdy ogniskiem miłości, które zapalać będzie serca ludzkie do końca wieków miłością Boga i bliźniego (Dziennik).

20 [listopada], piątek [1942 r.]

827 Od rana gorąca miłość Boża. Po Komunii św. stało się, że z Hostii św. począł padać obfity ciepły deszcz w duszę. Po chwili dusza zmieniła się w olbrzymi wysoko obmurowany ogród pełen zielonych cudnych gałązek. Nie były to drzewa, ale śliczne gałązki podobne do palmowych gałązek, inne miały liście jakoby śliw, inne jako liście jabłoni. Patrzyłam uniesiona miłością na to cudne zjawisko, a deszcz jeszcze padał, a gałązki i liście nabierały coraz większej bujności i byłam w zjednoczeniu niewypowiedzianym z Panem Jezusem. Zbawiciel dał mi poznać, że te gałązki śliczne są to uczucia duszy, które rosną z Jego łaski. Lecz ja zasmuciłam się, że owocu nie ma [92] wśród owych gałązek, wówczas Zbawiciel dał mi zrozumienie, że Ojciec niebieski wiekuiście, rodząc Syna swojego, dał też w Nim płodność wszystkiemu, co stworzył. Zaś wzrost wszystkiego zależy też od warunków zewnętrznych, to jest od uprawy gleby, od deszczu i ciepła. Jeżeli w duszy rosną uczucia z Boga i dążą do Boga, tedy przynoszą owoce uwielbienia Ojcu Przedwiecznemu, są powodem Jego większej czci i chwały. Lecz Zbawiciel zastrzegł sobie, że owoce pokaże mi aż w wieczności.
Następnie zaczęłam szukać wśród tych cudownych gałązek, czy jest chociaż jeden listek, który by nie urósł wskutek owego deszczu, a który by do mnie należał. Jednak nie znalazłam nic swojego, ale wszystko było Jezusowe i byłam tym ogromnie uszczęśliwiona. Podczas tej kontroli zauważyłam na listkach tu i ówdzie jakiegoś małego robaczka lub muszkę szkodliwą i żal mi było tych liści, aby szkodniki nie zepsuły ich piękna. Chciałam natychmiast użyć środków zapobiegawczych. Wówczas dał mi Pan zrozumieć, że w uczuciach duszy tymi szkodnikami są różne niewierności, miłość własna i wiele innych błędów, które przy łasce Bożej można usunąć. Środkami zaś na owe duchowe szkodniki, są Sakramenty św. oraz Msza św. i wszystkie ćwiczenia religijne, które Kościół św. podaje.
Ujrzałam w końcu kilka gołąbków, lecz nie wszystkie były całkiem białe, które przechodząc wśród gałązek rozkoszowały się cieniem tychże. Tu zrozumiałam, że obowiązkiem duszy jest rozniecać święte uczucia w sercach swoich bliźnich. [93] W końcu zdawało mi się, że Matka Najświętsza wraz z Aniołami i Świętymi czuwa ustawicznie nad pięknością tego ogrodu duszy.