"Postaraj się, aby miłość Boga i bliźniego na nowo odżyła w sercach ludzkich (...). Wszystkim, którzy zachowają dwa przykazania, w szczególny sposób błogosławić będę w życiu i w godzinę śmierci, nadto całemu światu dam miłosierdzie i pokój Mój". (...) Zrozumiałam, że (...) miłosierdzie i pokój ów, nie dotyczy tylko pokoju politycznego, ale duchowego, który jest owocem miłości Boga i bliźniego. (...) Zrozumiałam, że Hostia Święta jest tym niewygasłym nigdy ogniskiem miłości, które zapalać będzie serca ludzkie do końca wieków miłością Boga i bliźniego (Dziennik).

Łaski - Dyplom ekspresowo

Wywiązując się z przyrzeczenia uczynionego na początku roku akademickiego, pragnę wyrazić najgłębszą wdzięczność śp. s. Robercie za łaski, które w ciągu całego roku tak obficie wypraszała, a zwłaszcza za łaskę uzyskania dyplomu. Sprawa przedstawiała się właściwie beznadziejnie, bym miała w tym jednym roku ukończyć swe studia. Przed wojną ukończyłam zaledwie jeden rok, zda­łam jeden egzamin, z którego otrzymałam jedy­nie zaświadczenie, ponieważ był on zdawany poza terminem. Podczas wojny, przy pomocy Bożej zda­łam następnych 5 egzaminów, nie biorąc jednak udziału w tajnym nauczaniu (...). Po pierwszym widzeniu się z profesorem, od którego właściwie wszystko zależało, całkiem straciłam nadzieję, bym zdołała zrobić to wszyst­ko, czego ode mnie żądał: odrobić 5 grup ćwi­czeń - na każde prawie z nich oddać pracę, przy­gotować się do egzaminu z psychologii ogólnej, napisać pracą magisterską, do której poza tema­tem nie miałam jeszcze nic, a nic, no i o ile to wszystko się uda, przygotować się do egzaminu ostatecznego.
To przecież absolutnie ponad siły — pomyśla­łam — trzeba zatem robić co się da, a resztę odłożyć na następny rok.

Poleciłam wszystko Matce Najświętszej, do której zawsze miałam bardzo wiele ufności, prosząc o pomoc i siły przez przyczynę śp. s. Roberty i obiecując: Jeśli otrzymam w tym roku dy­plom, to zawdzięczać to będę jej wstawiennic­twu i doniosę o tym do Starej Wsi jako o lasce za jej przyczyną otrzymanej.

Cały rok trzymana byłam w niepewności, czy będę dopuszczona do egzaminu ostatecznego, bo na dobrą sprawę brakowało mi jednego roku ćwi­czeń. Tłumaczyła mnie tylko wojna, no ale ostatecznie, czy po wojnie muszą akurat w pierw­szym roku skończyć? Przecież wszyscy inni cho­dzą dotąd, dopóki nic odrobią wszystkiego, to też profesor tak się zapatrując na tę sprawę, nie robi mi nadziei. Dopuścił mnie jednak do udziału w ćwiczeniach oraz dał mi temat pracy, którą otrzymuje się dopiero na II roku ćwiczeń. To mi trochę wlało otuchy, wiać poprosiwszy śp. s. Robertę o pomoc, postanowiłam robić co tylko będę, mogła, resztę polecając Matce Najświętszej.

Ilekroć zaś pod wpływem nawału zajęć za­częło mi brakować odwagi, brałam do ręki fotografię śp. s. Roberty (...) i zabierałam się z nową ufnością do pracy. Każdy niema! dzień był pły­nięciem pod prąd. Zawsze jednak znalazło się jakieś wyjście, a im bardziej się niebo zachmu­rzyło, tym niespodziewanej nadeszła pomoc.

Powoli zrobiłam wszystko, czego ode mnie wymagano. Przyjęto mi dwie prace seminaryjne, trzecią nawet darowano. Podczas pisania pra­cy czułam bardzo dużo pomocy Bożej, którą rów­nież zawdzięczam wstawiennictwu śp. s. Rober­ty. W ogóle, cokolwiek szłam załatwiać, zawsze brałam z sobą jej fotografię i byłam pewna, że wszystko będzie dobrze. Nawet wtedy, gdy już sprawa dyplomu przedstawiała się beznadziej­nie z powodu niedopatrzenia profesora - nie zo­stała moja praca przesłana do oceny drugiemu - ufałam tak mocno, że śp. s. Roberta potrafi i tu znaleźć wyjście z tym większą swą chwalą.
Wreszcie doczekałam się pomyślnego uwień­czenia mych rocznych wysiłków, trudów, zmar­twień, a przede wszystkim mej ufności (...). Otrzymałam dyplom w tydzień po egzaminie, za co niech będą dzięki Niepokalanej Matce mojej i Jej wiernej służebnicy s. Robercie.

wdzięczna studentka