"Postaraj się, aby miłość Boga i bliźniego na nowo odżyła w sercach ludzkich (...). Wszystkim, którzy zachowają dwa przykazania, w szczególny sposób błogosławić będę w życiu i w godzinę śmierci, nadto całemu światu dam miłosierdzie i pokój Mój". (...) Zrozumiałam, że (...) miłosierdzie i pokój ów, nie dotyczy tylko pokoju politycznego, ale duchowego, który jest owocem miłości Boga i bliźniego. (...) Zrozumiałam, że Hostia Święta jest tym niewygasłym nigdy ogniskiem miłości, które zapalać będzie serca ludzkie do końca wieków miłością Boga i bliźniego (Dziennik).

Rok Pański 1940

93 3 grudnia pisałam wierze na dzień św. Mikołaja dla sióstr do kuchni, ażeby im sprawić przyjemność i rozrywkę wśród ciężkiej pracy. Siostry z pracowni zrobiły "Mikołaja", który niósł grzyby do kuchni. Wobec tego, stosując słowa do darów, napisałam, że te grzyby prawdziwe trzeba przyrządzić dla sióstr na święta, a muchomory dla nieprzyjaciół, aby się trochę pozatruwali za te różne ludzkie krzywdy. Zatrucia śmiertelnego im nie życzyłam i dobrze, że mnie [4] Bóg uchronił od tej myśli. Pisząc o tym zatruciu, doznałam raz po raz silnej przestrogi wewnętrznej, aby nikomu nie życzyć nic złego, gdyż to u zakonnicy jest niedoskonałością i nawet żartować w ten sposób nie wolno. Zawahałam się na chwilę, lecz biorąc inne rzeczy, czyli przejścia duchowe za złudzenie, pomyślałam sobie: To mi się tak zdaje w imaginacji, to nie prawdziwa przestroga. Zaczęłam znów pisać dalej, a głos wewnętrzny mówił mi: "Wszystkie narody są dziećmi jednego Ojca niebieskiego i On [5] Sam osądzi każdego z jego uczynków, nie życz zatrucia krzywdzicielom, módl się za nieprzyjaciół". Gdy wreszcie uparłam się i napisałam wiersz według swego upodobania, głos wewnętrzny wstrząsnął mną do głębi i rzekł: "Za twoje niedowierzanie i nieposłuszeństwo, zamiast nieprzyjaciół zatrują się siostry". I tym razem wzięłam ten głos za złudzenie. Oddałam wiersz S. Melchiorze Lerch i byłam spokojna w sumieniu, gdyż brałam to pisanie za prosty żart, ale Bóg czytał w moim sumieniu, że [6] rzeczywiście miałam trochę pragnienia zemsty względem Germanów i chciałam, aby po muchomorach trochę zasnęli, to wojna prędzej by się skończyła.

24 [grudnia 1940 r.] We wtorek przed Bożym Narodzeniem usłyszałam w duszy głos: "Jutro czeka cię niespodzianka". Sądziłam, że otrzymam jedną z łask,jak zwykle, ale Bóg zgotował niespodziankę tak bolesną dla Zgromadzenia.

25 grudnia [1940 r.] we środę, względnie podczas Pasterski o północy na pierwszej Mszy św., gdy kapłan mówił  "Ecce Agnus Dei..." przed komunikowaniem sióstr [7], wówczas w głębi duszy powiedział na głos: "Niepodobna, aby nie cierpiał ten, kto łączy się z cierpiącym Bogiem". Otrzymałam zrozumienie, że w dniu Bożego Narodzenia coś Zgromadzenie ucierpi i to cierpienie będzie bardzo miłe Trójcy Świętej. Nie wyobrażałam sobie nawet, co mogłoby zajść przykrego w tak świętym dniu.

Rano zaczęły siostry chorować i ja również z powodu zatrucia grzybami. Przyszedł cios zapowiedziany. W krytycznej chwili przyszło mi natchnienie, a raczej głębokie [8] zapewnienie, że chorym siostrom trzeba dawać pić słodkie mleko, to zatrucie minie. S. Berchmansa Janczakówna natychmiast powiedziała to w kancelarii, więc zastosowano kurację mleczną z jak najlepszym skutkiem.

Po południu otrzymałam oświecenie, że żadna z sióstr nie umrze, ale przełożonym nie mogłam udzielić tej uspakajającej wiadomości, gdyż czułam, że nie wolno mi tego uczynić, bo Bóg chciał, aby kielich cierpienia był pełny. Bóg dopuścił to zatrucie, gdyż miał dalsze miłosierne zamia[9]ry względem Zgromadzenia i dusza nieśmiertelnych.

Dano mi zrozumieć, że Bóg pragnie, aby w Zgromadzeniu zakwitła miłość wzajemna, szczególnie by siostry wszelkimi siłami dążyły do doskonałości, pomagając jedna drugiej do uświęcenia. Również, że zasługa członków Zgromadzenia jest wspólna, rodzinna - przez winę jednego członka przychodzi odpowiedzialność na wszystkich członków, a tak samo ma się rzecz z zasługami i błogosławieństwem Bożym. Ach, co wycierpiałam z powodu choroby sióstr, które [10] za moją winę tak ciężko pokutowały przez parę dni.

Sądziłam, że wszystko skończy się na zadośćuczynieniu przez cierpienie, a odbierając inne łaski starałam się zapomnieć o przykrym zajściu.