Dnia 11 września 1939 r. będąc na
froncie, zostałem
raniony z karabinu maszynowego w prawą rękę, która została złamana i kości strzaskane.
Z linii bojowej odesłano mnie do
szpitala Podlaskiego, gdzie przebywałem 2 tygodnie. Następie zostałem zabrany przez okupanta do obozu w Poznaniu. Ból w ręce wzmagał się coraz bardziej, przez co stawałem się niezdolny do pracy. Za
kilka dni zostałem zwolniony z obozu.
Po powrocie do domu w 1940 r. udałem się do powiatowego szpitala w Będzinie, gdzie byłem trzy razy operowany. Ręka ropiała, gorączka trawiła organizm, od czasu do czasu części kości
wychodziły z ropą. W roku
1942, pan dr Kazimierz S. orzekł, że ręka jest nic do wyleczenia, bo kość psuje się z powodu zatrutej kuli karabinowej.
Ogromny ból cierpiałem
do roku 1945. Środki materialne wyczerpały się i nie było nadziei dalszego leczenia.
Zmartwiona żona, idąc z kościoła,
opowiedziała Siostrom
Służebniczkom z Sarnowa, że jestem nieuleczalnie chory. Siostra Przełożona poleciła, aby się modlić do s. Roberty. Z wielką
ufnością rozpoczęliśmy modlitwą na uproszenie zdrowia. Byłem bardzo słaby. Żonie zdawało się,
że już nadchodzi koniec
mojego życia. W wielkim smutku i zmartwieniu
udała się do kościoła, prosząc i błagając: Siostro
Roberto zlituj się, uproś u Jezusa zdrowie dla męża, uzdrów jego rękę. Wracając
do domu myślała, że już nie zastanie
mnie żywego, a jednak nie traciła
ufności, wierzyła mocno, że Pan Bóg
może cud uczynić, że s. Roberta uprosi
zdrowie dla mnie i nie zawiodła się.
Po kilku dniach, przychodzi nieznana nam siostra (której przedtem ani później nie
widzieliśmy). Pyta o zdrowieją odpowiadam,
stan beznadziejny, a siostra mówi: Nie
traćcie nadziei, powiedzcie lekarzowi niech da zastrzyk czerwony
na przybycie krwi. Lekarz zastosował zastrzyk i zaraz nastąpiło polepszenie zdrowia. Gorączka z 40 - 41 °C spadła w drugi dzień do 36,6 °C i już więcej się nie podniosła. Stan zdrowia polepszał się z każdym dniem. Rany na race zupełnie się zgoiły. Doszedłem do pełni sił i mogę pracować.
Uważam to jako cudowne uzdrowienie, które zawdzięczam Czcigodnej Siostrze
Robercie.
Paweł P.