W 1962 roku była na wypoczynku siostra
zupełnie mi nieznana,
nawiązała ze mną rozmowę i opowiedziała bardzo interesujące zdarzenie. Gdy przyjechała w odwiedziny do domu
rodzinnego, zastała mamusię bardzo
przygnębioną i cierpiącą. Kiedy zapytała o powód smutku, odpowiedziała: Miałam małe króliki, a kot sąsiada
wykradał mi po jednym. Zaczaiłam się na niego, chwyciłam go; on puścił królika, a mnie złapał za rękę i rozszarpał mi żyły. Dokucza mi tak straszny ból, że trudno wytrzymać. Martwię się bardzo,
kiedy zagoi się rana. Siostrze zrobiło się żal mamusi. Poszła do pokoju i powiedziała: Moja Kochana Siostro Roberciu, Tyś tak szczęśliwa, masz wielkie łaski u Pana Jezusa, poproś
o uzdrowienie tej rany. W nocy mamusia się przebudziła; nic czuła już bólu, tylko
chłód; zdawało się jej, że jest silny wiatr i
zasnęła. Rano zobaczyła, że ręka jest
zdrowa; nie było śladu po ranie.
Obydwie powiedziały: To cud. Uwielbiały i dziękowały Panu Bogu.
Druga córka po otrzymaniu innej łaski,
zrobiła odbitki
fotografii s. Roberty dla wszystkich członków rodziny. Gdy się ludzie dowiedzieli o skutecznym pośrednictwie s. Roberty,
cała parafia
zaopatrzyła się w jej fotografie.
Wspomniana siostra opowiadała mi
jeszcze o osobistych
łaskach, jakie przez przyczynę śp. s. Roberty
otrzymała. Ja również otrzymałam łaskę, o którą prosiłam.
s. Stanisława Bukowska